28 września 2012

Max Factor Facefinity All Day Flawless 3-in-1 Foundation, czyli podkład o wyjątkowo długiej nazwie

Dzisiaj przychodzę do was z zapowiedzią nowego podkładu od Max Factor. Podkład będzie nosił długą nazwę Facefinity All Day Flawless 3-in-1 Foundation i już powoli powinien pojawiać się w naszych sklepach.  
Już na wstępie Max Factor ma ode mnie dużego plusa za sam fakt, że nie nazwali tego podkładu BB kremem. A na pewno ich to bardzo kusiło ;) Tym bardziej że jest wielofunkcyjny. Mam już serdecznie dość 1000 BB kremów, które wcale nie są BB kreamami... Yyyych...

Wracając do Facefinity All Day Flawless 3-in-1 Foundation... Jak sama nazwa wskazuje (3 w 1 ;)), ma on specjalną, potrójną formułę. Jest to płynny podkład, w którego skład wchodzi nie tylko tradycyjny fluid, ale także baza pod makijaż oraz korektor. Jego właściwości pozwalają uzyskać niezwykle trwałe, perfekcyjne wygładzenie.


Baza daje pewność utrzymania się makijażu, bez konieczności nanoszenia poprawek w ciągu dnia. Fluid tradycyjnie wyrównuje koloryt, natomiast korektor, który występuje w formie specjalnych mikrocząsteczek, pozwala na szybkie i trwałe przykrycie wszelkich niedoskonałości. Po nałożeniu produktu, na skórze tworzy się niewidoczny i niewyczuwalny film, który zapobiega przetłuszczaniu i błyszczeniu.


Podkład dostępny będzie w 5 odcieniach:

• 47 Nude
• 55 Beige
• 60 Sand
• 75 Golden
• 80 Bronze

Jego sugerowana cena to 59,99 zł.

Źródła zdjęć i informacji:
http://avanti24.pl/moda/1,103636,12507549.html
http://www.beautyalmanac.com/article/Max-Factor-Facefinity-All-Day-Flawless-3-in-1-Foundation/1097

26 września 2012

Palmer'sowa paczka

Jakiś czas temu udało mi się wygrać w konkursie organizowanym na facebookowym profilu dystrybutora kosmetyków Palmer's KLIK. Strasznie mnie to ucieszyło, bo o produktach Palmer's słyszałam sporo dobrego, a ciężko je znaleźć w polskich sklepach (chooociaż, ostatnio mignęły mi w jednej aptece, ale akurat nie miałam czasu na zakupy :/). 

Pochwalę się wam moją nagrodą. Oto co dostałam:


Oraz caaałe mnóstwo próbek.


+ satysfakcja, no bo w końcu wygrałam ;)

Miałyście jakieś kosmetyki Palmer's? Z próbek ciekawią mnie zwłaszcza ujędrniający balsam i krem na rozstępy z Masłem Kakaowym. Zużyję próbeczki, może mi się coś spodoba i kupię duże opakowanie ;)

24 września 2012

Embryolisse, czyli nowa, francuska marka, na polskim rynku

Pamiętacie, że jakiś czas temu przez caaały tydzień nic nie pisałam, bo byłam w krainie bez internetu? Miałam tam stertę starych czasopism. W Glamour z lutego 2010, trafiłam na wywiad z Anją Rubik, gdzie zapytana o ulubione kosmetyki odpowiedziała:
"Wierzę w to, że nie wolno się uzależniać od jednego kremu. Ja używam trzech różnych: inny na dzień, inny na noc, jeszcze inny na drugi dzień. Nie ma idealnego kremu, każdy daje skórze coś innego. Uwielbiam kosmetyki Creme de la Mer, La Prairie i Embryolisse. Te ostatnie są bardzo tanie. Nie mogę żyć bez płynu do demakijażu Crealine firmy Bioderma – wszystkie modelki we Francji go używają. A całkiem niedawno odkryłam, ze Chanel ma rewelacyjne kosmetyki do pielęgnacji ciała".
Chyba wszystkie wiemy jak koszmarnie drogie są kosmetyki Creme de la Mer i La Prairie, ale skoro według Anji Embryolisse jest tańsze, postanowiłam przeprowadzić małe śledztwo. Zanim jednak dorwałam się do internetu, w moje łapki wpadł najnowszy numer Glamour, a tam... Embryolisse. Informacja głosi, iż ta kultowa, francuska marka nareszcie trafia do polskich aptek. I w tym momencie widziałam już, że wam o tym napiszę ;)


Według producenta, dermokosmetyki Embryolisse cechuje staranny dobór składników aktywnych o udowodnionym działaniu oraz z długą tradycją wykorzystywania ich w medycynie i kosmetologii (np. masło karité, wosk pszczeli, aloes, soja) oraz połączenie ich z aktywnymi składnikami dermatologicznymi, takimi jak kwas hialuronowy czy kolagen.


W ofercie mają całkiem sporo kosmetyków, np. kremy nawilżające i przeciwzmarszczkowe, płyn micelarny, kosmetyki z filtrem przeciwsłonecznym SPF 30, krem do rąk i tajemnicza Woda piękności. Są też podkłady i oczywiście BB krem (czemu wszyscy nagle muszą produkować BB kremy? wrrr...). 


Ceny faktycznie nie są aż takie zabójcze, bo większość kształtuje się między 40-70zł. Jedynie kosmetyki przeciwzmarszczkowe i podkłady przekraczają cenę 100zł. 30ml tubka ich najpopularniejszego kremu Lait - Crème Concentré kosztuje 42zł, więc nie ma tragedii.


Jako, że mam niewytłumaczalną słabość do wszystkiego co francuskie, Embryolisse bardzo mnie zaciekawiło. Nie widziałam ich niestety w żadnej aptece. Możemy wy już się na nie gdzieś natknęłyście?

Źródło zdjęć i informacji:
http://embryolisse.pl/
https://www.facebook.com/pages/Embryolisse-Polska/131038353681683
https://www.facebook.com/embryolissefr

21 września 2012

Nowa gazetka kosmetyczna Biedronki

Uwagaa... Nadchodzi kolejna kosmetyczna gazetka Biedronki! ;)

Promocja Piękno dla rodziny obowiązywać będzie od 26 września, czyli od środy, do 9 października. Skany gazetki możecie obejrzeć tu:

KLIK 1
KLIK 2
KLIK 3
KLIK 4

Oczywiście wypatrzyłam sobie kilka rzeczy. Np.

  • Odżywkę do rzęs Eveline Advance Volumiere za 8,99zł. 

  • Odżywczy balsam do ciała Eveline z Bio olejkiem arganowym za 10,99zł.  

  • Odżywkę do paznokci Eveline Nail Therapy za 8,49zł.
  • i kupię też może jakiś lakier Eveline, jeśli spodobają mi się na żywo.
Zaciekawiły mnie również szampony i odżywki Revlon, bo nigdy ich wcześniej nie widziałam. Ale raczej się nie skuszę, bo nie lubię takich wielkich butli. No chyba, że okażą się jakimś kosmetycznym cudem ;)

Ogólnie moim zdaniem gazetka nie jest jakoś szalenie kusząca. Zwłaszcza w porównaniu z tą poprzednią, z sierpnia, kiedy wszystkie szturmem ruszyłyśmy do Biedronek ;D (eech... wspomnienia... ;))

Źródła zdjęć:
http://www.evelinecosmeticsuk.co.uk/advance-volumiere-eyelashes-concentrated-serum-3-in-1
http://www.ekobieca.pl/product-pol-3054-Eveline-ExtraSoft-Bio-Olejek-Arganowy-Balsam-do-ciala.html
http://eveline.eu/product/id/1590.OD%C5%BBYWKA_WZMACNIAJ%C4%84CA_Z_DIAMENTAMI.html

20 września 2012

Neutrogena Formuła Norweska z maliną nordycką

W tym miesiącu w sklepach pojawiła się ciekawa nowość: seria kosmetyków Neutrogena Formuła Norweska z malina nordycką. 


Dzięki połączeniu Formuły Norweskiej i maliny nordyckiej produkty te współgrają z naturalnymi procesami zachodzącymi w naszej skórze, 3x poprawiają poziom nawilżenia skóry i intensywnie ją odżywiają. Wszystkie produkty mają subtelny zapach i lekką konsystencję, która szybko się wchłania.

W skład linii Neutrogena Formuła Norweska z maliną nordycką wchodzą:

  • Odżywcza emulsja do ciała z maliną nordycką – odpowiednia dla skóry wrażliwej i suchej. Dostępna w dwóch pojemnościach 250ml i 400ml. Mniejsza kosztuje 20,99zł, a większa 27,49zł. 

  • Odżywczy balsam do ciała z maliną nordycką – odpowiedni dla skóry wrażliwej i suchej; zawiera witaminę E. 200ml słoiczek kosztuje 16,99zł. 

  • Odżywczy krem do rąk z maliną nordycką – 75ml za 14,99zł

  • Odżywczy krem do stóp z maliną nordycką – 100ml w cenie 16,99zł

  • Odżywczy sztyft do ust z maliną nordycką – odpowiedni dla wysuszonej skóry ust.  4,8g opakowanie kosztuje 8,99 zł

Na stronie Rossnet.pl trwa właśnie konkurs w którym do wygrania jest 1000 balsamów do ciała Neutrogena z maliną nordycką, więc zachęcam do spróbowania swojego szczęścia KLIKU ;) Mi się nigdy nic nie udaje u nich wygrać :/ Ale nie ma tego złego... Ten sam Rossmann  przygotował dla nas kuszącą promocję. Do 27 września, wiele produktów Neutrogena, w tym także te z maliną nordycką, dostępnych jest w niższych cenach:


Na koniec coś z cyklu blogowanie uczy:

Malina nordycka, nazywana złotem Skandynawii, rośnie w miejscach trudno dostępnych dla ludzi. Mieszkańcy regionu Nesseby w Norwegii pilnie strzegą tajemnicy, gdzie występuje ich najwięcej, przekazując sobie tę informację z pokolenia na pokolenie. Malina nordycka doskonale radzi sobie w surowym i zmiennym klimacie północy – potrafi przetrwać skrajne wahania temperatur od -40 do +30°C. Jej owoce posiadają silne właściwości antyutleniające, są bogate w witaminy i mikroelementy. Lody parfait z malinami nordyckimi jedzą na deser uczestnicy corocznej gali na cześć laureatów Nagrody Nobla w Sztokholmie. A wygląda ona o tak:

Źródła zdjęć:

17 września 2012

Pudrowy ulubieniec od Dr. Hauschka

Dzisiaj przychodzę do was z recenzją wyjątkowo ciekawego kosmetyku. Ciekawego, bo wielofunkcyjnego. Jest to Seidenpuder, czyli Puder do ciała jedwabny, który dostałam w paczce od firmy Dr. Hauschka.


Według producenta:
Stosowanie pudru do ciała daje uczucie delikatnej jedwabnej powłoki ochronnej otaczającej skórę. Otrzymywany z naturalnego jedwabiu w postaci sproszkowanej, wzbogacony wyciągami roślinnymi z szałwii, gencjany oraz kory dębu, puder posiada lekki efekt odświeżający i przyjemny zapach leśnego mchu. Stabilizuje naturalną mikroflorę skóry. Stosowanie pudru zapewnia skórze niezawodną ochronę, zabezpieczając przed podrażnieniami, a jednocześnie umożliwia naturalną wymianę gazową. Puder nie zawiera substancji mogących wywoływać podrażnienia. Skóra staje się naturalnie matowa.

Możliwości zastosowania pudru są wszechstronne: 
  • jako puder do ciała i stóp, 
  • jako delikatny dezodorant, 
  • suchy szampon do włosów, 
  • do pielęgnacji delikatnej skóry niemowląt, 
  • jako środek pielęgnacyjny w przypadku otarć naskórka i podrażnień skóry z towarzyszącym świądem np. po ukąszeniach owadów lub przy ospie wietrznej.

Skład: Oryza Sativa, Serica, Silica, Parfum, Linalool*, Limonene*, Geraniol*, Coumarin*, Gentiana Lutea, Quercus Robur, Salvia Officinalis, Solum Diatomeae. 
*składnik naturalnego olejku eterycznego

Według mnie:
Puder znajduje się w 50 gramowym opakowaniu, z takim fajnym zamknięciem a'la solniczka, popatrzcie:


Jest zamknięte, przekręcamy i jest otwarte ;)

Z całej listy zastosowań tego pudru najbardziej polubiłam... jeszcze inne ;) Jako puder do twarzy. Wyczytałam to oczywiście na KWC i postanowiłam spróbować. Sprawdził się tej roli świetnie. Matowi na wieele godzin. Nie na cały boży dzień, ale wystarczy jedna poprawka koło 17 ;) Przy czym lepiej sprawuje się na twarzy pokrytej jedynie filtrem (ale wiecie jakie tłuste potrafią być kremy z wyższym filtrem.. no, bardzo tłuste.), a trochę gorzej na płynnym podkładzie. W obu przypadkach i tak matowił lepiej niż zwykłe pudry. I nie jest to taki tępy, płaski mat, którego nie znoszę, tylko naturalny, zdrowo wyglądający satynowy mat. Żadnego błyszczącego noska ;)

Puder mimo, że jest biały, to nie bieli twarzy, nawet teraz, gdy jestem troszkę opalona po lecie. Wielki plus za to, że nie zapycha, nie podkreśla suchych skórek, ani małych włosków na twarzy, a większość pudrów, na które ostatnio trafiałam, o zgrozo tak właśnie robiła. Mam tylko trzy zastrzeżenia: przy aplikacji pędzelkiem, trzeba koniecznie zamknąć oczy, bo inaczej jest nieprzyjemnie. Czasami jak się pogłaszczę po twarzy, czuję jakieś małe drobinki (ale nie zawsze tak jest. chyba zawiera w sobie coś mniej drobno zmielonego). No i jeśli chce się go używać do twarzy, to lepiej przesypać go dobie do innego pojemniczka, bo ten jest raczej niepraktyczny pod tym względem.

Ok, teraz o innych zastosowaniach. Użyłam go raz do ciała. Skóra ładnie pachniała (nie wiem czy faktycznie leśnym mchem, bo się niezbyt znam na mchach, w każdym razie na pewno jakimiś roślinkami ;)) i była miła w dotyku, ale skoro ładnie się sprawdza na twarzy, to nie chcę go marnować na ciało, bo i w sumie po co. Większy sens dostrzegłam w stosowaniu go jako puder do stóp, bo zawsze to miło jak stópki się nie pocą, ładnie pachną i są chronione przed obtarciami. Ostatnie zastosowanie, które wypróbowałam, to suchy szampon do włosów. Wystarczy posypać trochę na skórę głowy, chwilę poczochrać, wyczesać i już. Włosy faktycznie wyglądają na świeższe i zyskują fajną puszystość. Jednak o ile zapach mchu na skórze mi się podobał, tak na włosach mnie jakoś drażni. Ale to tylko ja ;)) Czekałam jeszcze, aż ugryzie mnie jakiś komar, żeby sprawdzić i to zastosowanie, ale jakoś w tym roku mnie nie gryzą ;D Dziwne, ale prawdziwe.

Tak więc jedwabny puder Dr. Hauschka jest moim obecnym pudrowym ulubieńcem i nie zamierzam się z nim w najbliższym czasie rozstawać. Aż dziwne, że producent nie wpadł na to żeby polecać go również do twarzy, skład ma ładny. Puder jest baardzo wydajny, więc starczy mi jeszcze na długo. I całe szczęście, bo tani to on nie jest, kosztuje 79zł. Kupić go można TU, lub w aptekach i sklepach z naturalnymi kosmetykami (lista TU).

16 września 2012

Recenzja farby Color&Soin

Na dzisiaj przygotowałam dla was recenzję farby Color&Soin. Która zresztą ukazałaby się już dawno temu, ale zeżarło mi wszystkie sensowne zdjęcia, które do niej zrobiłam :/ Na szczęście kilka udało się odzyskać i coś tam nawet na nich widać ;)

Według producenta:
Farby Color&Soin to najwyższej jakości farby do włosów, przeznaczone do ich trwałej koloryzacji. Już od pierwszego użycia barwią je w 100% chroniąc je i pielęgnując. Color&Soin zostały przetestowane w procesie kontroli dermatologicznej. Dzięki formule pozbawionej m. in. amoniaku, parabenów, rezorcyny i silikonów idealnie nadają się dla osób z wrażliwą skórą głowy i ze skłonnościami do alergii. Wykorzystanie w składzie farb kompleksu proteinowo-oleinowego ma na celu ochronę włosa podczas procesu farbowania jak i również jego nawilżenie,nadanie mu jędrności i blasku. Farby Color&Soin zawierają bardzo wysokie stężenie czystego barwnika(99%), dzięki temu pokrywają 100% siwych włosów.
 
Skład: Peg-2 oleamine. Aqua purificata (purified water). Cocamide DEA. Alcohol denat (alcohol). Propylene glycol. Ethanolamine. Oleic acid. Tetrasodium EDTA. Sodium sulfite. Hydrolyzed vegetable protein (triticum vulgare, soy, corn, avena sativa). Sodium erythorbate. P-phenylenediamine. P-aminophenol. 2-Methylresorcinol. 4-Chlororesorcinol. N,n-bis (2-hydroxyethyl) p-phenylenediamine sulfate. 2,4-Diaminophenoxyethanol hcl. 4-Amino-2 hydroxytoluene.
 
Według mnie:
Wybrałam kolor 5B - brąz czekolada. W pudełeczku mamy standardowy zestaw: farba, utrwalacz, rękawiczki, saszetka balsamu i instrukcja, tak jak przy większości farb na rynku. 
 
 
Produkt, dzięki swojej żelowej konsystencji, jest bardzo łatwy w aplikacji. Muszę się pochwalić, że pierwszy raz nakładałam farbę zupełnie sama (zawsze pomagała mi mama, albo przyjaciółki), a wyszło mi całkiem równomiernie. I nie upaćkałam wszystkiego naokoło, więc jest sukces ;D W odróżnieniu od farb chemicznych Color&Soin nie ma tego charakterystycznego, duszącego zapachu. Jakiś tam jednak ma, ale nie potrafię określić czym pachnie. No i tę farbę nakłada się na suche włosy, a nie na zwilżone, jak to zwykle bywa.
 
Po upływie określonego w instrukcji czasu, zmywamy farbę i nakładamy dołączony balsam, który pachnie perfidnie olejkiem eukaliptusowym, więc baaardzo inaczej niż odżywki, które znałam dotychczas.  Działa też inaczej, bo nie zmiękcza i nie wygładza do granic możliwości, jak np. moje ulubione odżywki z farb L'Oreala, ale ogólnie nie jest zły. 
 
w słońcu
w cieniu

Kolor wyszedł bardzo naturalny, z ładnym połyskiem i w sumie taki jak na pudełku (widać to zwłaszcza na zdjęciu w cieniu). Sprał się po około 1,5 miesiąca, co jak na moje uparcie nietrzymające barwnika włosy, jest bardzo dobrym wynikiem. I nawet wybaczam fakt, że sprał się na rudo. W końcu czekoladowe odcienie zwykle są czerwonawe lub rude, więc byłam na to gotowa.
 
Po chemicznych farbach włosy wypadają mi jak szalone, tutaj wypadanie pozostało w normie, więc za to na pewno spory plus. Myślę, że na jakiś czas zrezygnuję z chemicznych farb. Po roślinnych włosy są mniej przesuszone, więc stosowanie ich przez dłuższy czas powinno dobrze wpłynąć na moją czuprynkę. Zawsze to jeden szkodliwy czynnik mniej ;) W kolejce czeka już kolejny odcień Color&Soin, tym razem ciemniejszy 4N - szatyn naturalny. Z pewnością on też doczeka się tu własnej notki ;)
 
Całą paletę odcieni możecie obejrzeć TUTAJ. Warto pobawić się też dobieraczem kolorów KLIK ;) Farby Color&Soin kupić można w wybranych aptekach stacjonarnych i internetowych, ich lista znajduje się TU. Farba kosztuje około 30 zł.

15 września 2012

Kolekcja matowych szminek Kate Moss dla Rimmel w wersji polskiej

Kilka dni temu pokazywałam wam zapowiedź nowej kolekcji matowych szminek Rimmel (dokładnie o TU). Dzisiaj już wiadomo, że faktycznie, kolekcja będzie dostępna w naszym kraju, ale  w trochę hm... zmienionej wersji. 


W Polsce będziemy mogły kupić 5 pomadek, w odcieniach: 101, 102, 103, 104 i 105. A wyglądać one będą tak:


Wszystkie jakieś takie do siebie podobne. Dla przypomnienia, pierwotna wersja kolekcji szminek Kate Moss Matte Collection (dostępna w Wielkiej Brytanii) prezentuje się dużo bardziej różnorodnie:


Jest różnica, co nie? ;) Brytyjskie kolory noszą numery: 101, 107, 110, 111 i 113. 

Z tego co pamiętam w przypadku poprzednich kolekcji Kate Moss, również występowały jakieś tam różnice (głównie w numeracji) w poszczególnych krajach, ale żeby aż tak?

No cóż. Pod poprzednim postem wiele z was cieszyło się na zakup nudziaka, niestety go nie zdobędziecie :/ Ale prawdę mówiąc mi te szaro-buro-różowo-sine kolory się nawet podobają. I nadal mam iskierkę nadziei, że ten boski burgund nr 107, który Kate ma na ustach na zdjęciu reklamowym, jakimś cudem trafi do naszego kraju, tylko pod innym numerkiem. Obstawiam 105 ;)


Rimmel na Facebooku informuje, że kolekcja ta powinna już powoli pojawiać się w naszych sklepach. Ktoś coś widział? U mnie nie ma :/

Źródła zdjęć:

14 września 2012

Prezent-niespodzianka od L'Oreal Paris

Jakiś czas temu L'Oreal z okazji zdobycia 100 000 fanów na Facebooku, postanowił nagrodzić najbardziej aktywne na ich profilu osoby. Znalazłam się wśród tej szczęśliwej pięćdziesiątki, ale że akurat byłam na wakacjach, pewnie nigdy bym się o tym nie dowiedziała. Na szczęście czuwała nade mną jedna z moich czytelniczek, Asia (jeśli to czytasz, to jeszcze raz dziękuję ;)) i zdążyłam się zgłosić do L'Oreala na czas ;)

Przedwczoraj zapukał do mnie kurier z paczką-niespodzianką. W środku znalazłam Natychmiastową kuracją wzmacniającą z czarnej serii Elseve Arginine Resist X3 i maskarę Volume Million Lashes + imienny liścik z podziękowaniami ;)

Kuracja to chyba nowość. Nie wiem, w każdym razie nie widziałam jej dotychczas w żadnym sklepie. Za to miałam podobną kurację z serii Total Repair 5 i całkiem mi ona dobrze służyła. Swego czasu, serii Arginine Resist X3, poświęciłam tu sporo uwagi (TU i TU) i nawet kupiłam ostatnio szampon, więc kuracja będzie w  sam raz do kompletu ;)

Maskary Volume Million Lashes nigdy nie miałam, ale czytałam o niej dużo dobrego. Jednak trafiłam też na kilka mniej pozytywnych opinii, więc w sumie nie wiem czego oczekiwać i tym bardziej jestem ciekawa jak się u mnie sprawdzi. Może wy ją kiedyś miałyście?


Trzeba pochwalić L'Oreal, że bardzo ładnie dba o swoich fanów na Facebooku. W sumie nawet nie pomyślałabym, że jestem tam jakoś wyjątkowo aktywna. Po prostu codziennie, nawet kilka razy dziennie pojawia się na ich profilu coś ciekawego i widocznie często nie mogę się powstrzymać od krótkiego komentarza ;)


Miło dostać taką paczuszkę (tym bardziej, że w ich konkursach perfidnie nie mam szczęścia ;)), chociaż nadal po cichu zazdroszczę zagranicznym blogerkom tych pięknych paczek pełnych dobroci,  jakie dostają od L'Oreal (popatrzcie sobie np. TU). 

13 września 2012

Nowa seria Gliss Kur - Marrakesh Oil & Coconut, z olejkiem arganowym

Nie wiem czemu, bo niekoniecznie są to moje ulubione kosmetyki, ale mam wielką słabość do marki Gliss Kur. Podejrzewam, że to sentyment z czasów dzieciństwa  (pamiętacie te reklamy z panią z przepięknymi lokami i nożyczkami? ;)) W każdym razie chce wam dzisiaj pokazać zapowiedź najnowszej serii Gliss Kur o nazwie Marrakesh Oil & Coconut.


Kosmetyki z tej serii przeznaczone będą do pielęgnacji włosów normalnych i mają pomóc obudować i wygładzić ich powierzchnię. Dzięki temu, mimo codziennych zabiegów obciążających włosy, takich jak suszenie, czy czesanie, włosy zachowają miękkość i blask.

W formule Gliss Kur Marrakesh Oil & Coconut wykorzystano olejek arganowy, który dzięki nienasyconym kwasom tłuszczowym oraz dużej zawartości witaminy E, zapewnia włosom blask i optymalne nawilżenie. W składzie znajdzie się także mleczko kokosowe, bogate w aminokwasy i witaminę C, które skutecznie odżywia i zmiękcza włosy.

Dodatkowo kompleks płynnej keratyny odbudowuje zniszczoną strukturę włosa zarówno od wewnątrz, jak i na jego powierzchni. Tym samym sprawia, że pasma stają się błyszczące i nabierają świetnej kondycji.

 
Linia Gliss Kur Marrakesh Oil & Coconut ma mieć również wyjątkowy zapach (chociaż według mnie wszystkie produkty Gliss Kur pachną dość charakterystycznie). Orientalny zapach łączyć ma w sobie kwiatowe nuty pąków drzew pomarańczy, tunezyjskiego jaśminu i ylang ylang, a także nuty orientalnych przypraw: imbiru, pieprzu, wanilii i cynamonu. Odnaleźć będzie można również drzewne akordy - sandałowe i cedrowe. Brzmi jak opis orientalnych perfum, więc najbezpieczniej będzie chyba używać kilku kosmetyków z tej serii na raz. Bo wolę sobie nie wyobrażać mieszanki zapachowej jaka powstałaby w połączeniu z jakimiś owockami, czy ziółkami ;P

W skład serii wejdą:

  • Szampon Gliss Kur Marrakesh Oil & Coconut w dwóch pojemnościach (ok. 12 zł/250 ml, ok. 16 zł/400 ml)  
  • Odżywka do spłukiwania Gliss Kur Marrakesh Oil & Coconut (ok. 12 zł/200 ml)

  • Ekspresowa Maska regeneracyjna Gliss Kur Marrakesh Oil & Coconut (ok. 16 zł/200 ml)

Z mojego małego śledztwa wynika, że w Niemczech będą mieli też maskę w słoiczku i odżywkę w spray'u. Ciekawe czemu do nas nie dotrą. Psikacze Gliss Kura raczej dobrze się u nas sprzedają. Nie lubię jak coś nas omija :/


Wybaczcie niemieckie zdjęcia ;) Chcę takie włosy jak pani z reklamy :(


Jak znam siebie, to pewnie się skuszę za zakup całej linii. Tym bardziej, ze te opakowania w barwie czekolady, będą mi ładnie pasowały do wystroju łazienki ;) Trochę się tylko martwię, czy kosmetyki z tej serii nie będą przyspieszały przetłuszczania włosów, dlatego przed zakupem poczekam na jakieś recenzje. Także no... Kupujcie ;D

Źródła zdjęć i informacji:
http://ibeauty.pl/artykuly,2,37,3382,pielegnacja-wlosow-gliss-kur-marrakesh-oil-coconut
http://www.glisskur.schwarzkopf.de/glisskur/de/de/home.html
http://www.henkel.de/presse/presse-informationen-2012_20120802-orientalische-verwoehnpflege-fuer-normales-haar-44669.htm

12 września 2012

Gucci Première, czyli szampan, ślub i premiery filmowe

Dzisiaj będzie pachnąco ;) O nowych perfumach Gucci Première.
 

Inspiracją dla tego zapachu była kolekcja pięknych sukienek couture Gucci Première, która debiutowała na festiwalu Cannes w 2010 r. Perfumy mają sprawić, że każda z nas poczuje się trochę jak gwiazda filmowa, podczas premiery. Nawet sam opis zapachu nawiązuje do świata filmu, same poczytajcie:

"Zapach otwiera się luksusowym i bogatym szampanem. Rozbłysk musującej bergamoty wzbogaconej kobiecym i uroczystym kwiatem pomarańczy przywołuje na myśl ekscytację wejścia na czerwony dywan. W centrum zapachu utulone są wspaniałe białe kwiaty o intensywnym bukiecie, oplecione magnetycznie zmysłowym nowoczesnym piżmem. Ponadczasowy urok aktorki odgrywającej główną rolę, doskonała równowaga zmysłowości i siły sprawia, że wszystkim zapiera dech w piersiach. Ciepła i ulegająca podstawa zapachu kryje się w czarującej mieszance delikatnie przydymionej skóry i kremowych balsamicznych drzew, które uosabiają absolutny glamour".


Zwłaszcza ten początkowy fragment o szampanie podziałał na moją wyobraźnię. Mam wielką słabość do takich lekko musujących zapachów ;)
 
W rzeczywistości nuty zapachu prezentują się następująco:

Nuty głowy: bergamota, kwiat pomarańczy
Nuty serca: białe kwiaty, piżmo
Nuty bazy: skóra, drewno

Muszę wam wyznać, że owszem, wiedziałam, że te perfumy wchodzą na rynek, ale zupełnie mnie one nie interesowały. Jakoś nie miałam pomysłu na dzisiejszą notkę, więc za inspirację posłużyła mi... Jakkolwiek to zabrzmi... Wiadomość o ślubie Blake Lively i Ryana Reynoldsa. Przy okazji można życzyć Młodej Parze wszystkiego najlepszego ;)


Blake jest pyszczkiem reklamującym Gucci Première, więc stwierdziłam, że czemu by o tym nie napisać. W końcu oglądam Gossip Girl już od kilku ładnych lat. Mimo, że czasami dzieją się tam tak absurdalne rzeczy, że mam ochotę wyć z rozpaczy... Widocznie czasem człowiek potrzebuję się porządnie odmóżdżyć...


Trzeba przyznać, że Blake nawet niebrzydko wyszła na tych zdjęciach.


A wracając do samego zapachu... Ten szampan i kremowe, balsamiczne drzewa zachęciły mnie na tyle, że chyba jutro przejdę się do perfumerii i Gucci Première będzie miał swoją premierę na moim nadgarstku ;)

Źródła zdjęć i informacji:
http://www.glow.pl/uroda/zapachy/gucci-premiere-nowy-zapach-dla-kobiet/
http://www.thebeautyagenteurs.com/2012/07/in-the-spotlight-gucci-premiere/
http://www.justjared.com/2012/09/10/blake-livelys-wedding-dress-designer-revealed/