30 stycznia 2013

Raport nowości z drogerii

W ramach samopocieszania po wczorajszym niezbyt przyjemnym egzaminie, wybrałam się na spacer po drogeriach. O dziwo nie kupiłam prawie nic, ale za to wypatrzyłam kilka nowości. 

W Super-Pharm pojawiły się szminko-błyszczyki-lakiery do ust Rimmel Apocalips, o których pisałam tu już aż dwa razy KLIKU i KLIKU, a to znaczy, że bardzo ich wyczekiwałam ;)


Teraz już ze stuprocentową pewnością mogę was poinformować, że w naszym pięknym kraju dostępnych jest 7 kolorów:

100 Phenomenon
102 Nova
201 Solistice
300 Out Of This World
303 Apocaliptic
501 Stellar
600 Nude Eclipse

Cena tego cuda to 23 zł, ale postanowiłam być dzielna i poczekać na jakąś promocję. Dzisiaj okazało się, że dobrze zrobiłam, bo w nowej gazetce będą w promocji -20%.

Pojawiły się też nowe, wodoodporne kredki ScandalEyes Kohl Kajal w 7 odcieniach. Kosztują 18zł.



Całkiem niedaleko od szafy Rimmel, stała szafa Max Factor, a w niej maskara Clump Defy, o której też już pisałam KLIKU.


Tutaj cena jest już zdecydowanie mniej przyjemna: 53zł :/ Gdyby nie to, już byłaby moja, bo akurat skończył się mój złoty False Lash Effect. A tak, muszę czekać, aż potanieje. I chcąc, nie chcąc maziać się którąś z pozostałych kilku maskar z mojego zbiorku :P

W Rossmannie przygarnęłam tylko truskawkowo-waniliową maseczkę Rival de Loop, o taką:


Uwielbiam truskawki (tęsknię za wami, wracajcieee) i napisali na niej, że poprawia nastrój, a właśnie tego potrzebuję podczas sesji. Ogólnie zauważyłam, że jak nie wiem co kupić, to przeważnie kupuję maseczki. No i magiczny napis "edycja limitowana" sprawił, że musiałam ją kupić. Bo mi wykupią i nie będzie i co ja biedna nieszczęśliwa wtedy zrobię. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie ;)

Kusił mnie jeszcze nowy krem do ciała Isana Bodycreme Granatapfel & Feige, czyli granat i figa, ale jestem dopiero w połowie słoiczka kakaowej wersji i wypadałoby go chyba zużyć przed zakupem nowego ;) 


 
Źródło zdjęć:

 https://www.facebook.com/isana.rossmann/photos_stream
 http://www.rossmann.de/

28 stycznia 2013

Nowa kolekcja Essence: Floral Grunge

Dzisiaj pokażę wam coś co chyba wszystkie lubimy, czyli zapowiedź nowej edycji limitowanej Essence. Tym razem będzie to Floral Grunge.

Na początek róż. Od jakiegoś czasu szukałam takiego odcienia. Takiego jak na zdjęciu. Zobaczymy, czy na żywo będzie równie ładny ;)


Lakiery do paznokci. Będzie ich pięć i w sumie niczym mnie nie zachwycają. Może chociaż dostaną ciekawe nazwy ;)




Cienie do powiek. Tu nawet znam nazwy odcieni: 01 Eye like flowers i 02 Eye like grunge.


Jest też ciekawostka -  barwiący puder do włosów. Coś na wzór Color Bug Kevina Murphy KLIKU. Jak ktoś czytał czasopisma dla kobiet, przeglądał inspiracje w internecie, albo po prostu żyje na tej planecie, to pewnie widział dziewczęta z różowymi końcówkami włosów, fioletowymi pasemkami itd. No to teraz będziemy biegać z brzoskwinkowymi. Bo Essence da nam taki puder taniej niż pan Kevin.



Są i zestawy mini błyszczyków. W sam raz do małej torebeczki. Ten miętowy mnie intryguje, ale ostatecznie pewnie nie będzie dawał żadnego koloru. 









Z serii "zbędne, acz urokliwe gadżety od Essence": naklejane tatuaże, opaska do włosów z ćwiekami i naklejane eyelinerowe kreski.




Ogólnie cała kolekcja Floral Grunge przypadła mi do gustu. Głównie dlatego, że kojarzy mi się z całodziennym bieganiem po łące w trampkach i w sukience w kwiatki oraz z nocnym szaleństwem na muzycznych festiwalach. A to w sumie, jak dla mnie, wizja idealnego życia :D

No i na koniec dobra nowina: Drogeria Natura już jakiś czas temu potwierdziła, że Floral Grunge będzie u nich dostępna. Liczę, że tak do wakacji powinna się pojawić na półkach. Przynajmniej mam taką nadzieję. Wakacje spędzę pewnie daleeeeko od drogerii i byłabym bardzo, bardzo zła gdyby Floral Grunge mnie ominęło.

20 stycznia 2013

CelluOFF

Chyba wam się tu jeszcze nie chwaliłam, że wygrałam rozdanie na blogu Makiazas 23 KLIKU. Nagrodą był 3 miesięczny zapas suplementu diety CelluOFF. Sama bym się pewnie na taką kurację nie zdecydowała, ale skoro już wygrałam, to używałam. A skoro używałam, to podzielę się z wami moją opinią ;)

Według producenta:
CelluOFF suplement diety jest innowacyjnym preparatem przeznaczonym dla kobiet aktywnie walczących z cellulitem (ćwiczenia fizyczne, dieta antycellulitowa). CelluOFF może być także stosowany wspomagająco podczas intensywnych programów wyszczuplających. Pierwsze rezultaty widoczne już po miesiącu stosowania.

Składniki: ekstrakt z gorzkiej pomarańczy, otoczkowany olej z ogórecznika lekarskiego (Borago officinalis L.), zawierający nie mniej niż 9% kwasu g-linolenowego, żelatyna, suchy ekstrakt z liści pokrzywy (Urtica dioica), kompleks zawierający nie mniej niż 70% przyswajalnej krzemionki pozyskany z pędów bambusa (Bambusa vulgaris), suchy ekstrakt z morszczynu pęcherzykowatego (Fucus vesiculosus), standaryzowany na 0,1% zawartość jodu, amid kwasu nikotynowego (niacyna), D-pantotenian wapnia (kwas pantotenowy), stearynian magnezu (E 470b) - substancja przeciwzbrylająca, krzemian glinowo–potasowy (E 555) – nośnik , dwutlenek tytanu (E 171) – barwnik, ryboflawina (witamina B2), monoazotan tiaminy (witamina B1), błękit brylantowy FCF (E 133) – barwnik, D-biotyna (biotyna).


Według mnie:
Kapsułki CelluOff mają kolor niebieski, czyli niezbyt jadalny ;) Wystarczy zażywać 1 kapsułkę dziennie, najlepiej po posiłku. Kapsułki są dość sporych rozmiarów, ale na szczęście nie miałam problemów z ich połykaniem. Obowiązkowe popicie wodą bardzo ułatwia sprawę. W opakowaniu znajduje się ich 30, co wystarcza na miesięczną kurację (no tak mniej więcej ;) w końcu niektóre miesiące mają 31 dni. ale z drugiej strony czasem się zapomni o wzięciu tabletki. no i jest jeszcze luty... ;))

Moja kuracja dość niefortunnie odbyła się w szarych i zimnych, a w między czasie wypadły jeszcze Święta, w które jak wiadomo się tylko siedzi i je, więc o żadnej diecie antycellulitowej nie było mowy. Z ćwiczeniami też raczej nie poszalałam...  Można się więc było spodziewać, że efekty nie będą specjalnie powalające. Jednak o dziwo jakieś tam są.

Cellulit faktycznie zrobił się mniej widoczny. Skóra na udach jest zdecydowanie jędrniejsza i bardziej napięta. Co prawda nadal widać pewne nierówności, ale jest lepiej niż było. Co więcej, nawet w ubraniu widzę, że moja uda stały się bardziej smukłe.  Spodnie zdobiły się luźniejsze, a akurat w udach się przecież raczej nie rozciągają. Trochę żałuję, że nie zrobiłam żadnych pomiarów :/ Co ciekawe, wydaje mi się, że skóra na ramionach też mi się ujędrniła. Są mniej sflaczałe niż były :P W sumie tego producent nie obiecywał, ale skoro działało od środka, to chyba mogło jakoś wpłynąć też na ramionka hm?
Pierwsze efekty działania CelluOFF zauważyłam tak mniej więcej w połowie drugiego opakowania, czyli po 1,5 miesiąca kuracji. W sumie mam wrażenie, że w drugim miesiącu używania CelluOFF osiągnęło szczyt możliwości swojego działania na moich udach, a trzecie to już tylko podtrzymuje efekty. (... które pewnie znikną po jakimś czasie od odstawienia :/)

Opakowanie CelluOFF kosztuje około 100zł. Chociaż widziałam, że w tej cenie można kupić w promocji 3 opakowania i to już jest bardziej sensowna cena. Aczkolwiek muszę przyznać, że świadomość łykania tak drogich tabletek, wywoływała u mnie czasem myśli typu "hmm, chyba nie powinnam pożerać tej paczki chipsów". I nie pożerałam. Więc coś w tym jest ;)

Podsumowując: Nadal uważam, że cellulit trzeba atakować z kilku stron na raz. Jeśli zamierzacie porządnie wziąć się za walkę z cellulitem (a wiosna już coraz bliżej ;)), CelluOFF będzie dobrym wspomagaczem do diety, ćwiczeń i masaży. Sam cudów jednak nie zdziała.

16 stycznia 2013

Playboy Play It... Pin Up

Dzisiaj chcę wam pokazać zapowiedź nowej wersji zapachu Playboy. Tym razem Playboy Play It... Pin Up. A ja lubię Pin Up. Dlatego chociaż myślałam, że nigdy tu o Playboyu nie napiszę, to jednak to robię.W sumie sama nie wiem czemu, ale cała ta Playboy'owa otoczka do mnie nie przemawia. Nawet flakony w kształcie króliczków mi się nie podobają. A ja bardzo lubię króliczki :P A już Playboy Play It VIP, to już koszmar nad koszmarami. Chociaż zapach jest słodki i powinien mi się podobać. Ale literki VIP tworzą we mnie taką wewnętrzną blokadę, że nie ma szans, że go kiedykolwiek kupię. No nie znoszę skrótu VIP. Brrr....

Wracając do czegoś milszego... Inspiracją dla nowego zapachu były oczywiście króliczki Playboya z lat 60: seksowne, czarujące, wspaniałe krągłe kobiety. Playboy Play It Pin Up reklamowany będzie jako dający pewność siebie i radość, zabawny, seksowny i zadziorny, a wyglądać będzie tak:


Nuty zapachu prezentują się następująco:

Nuty głowy: bergamotka, ananas i brzoskwinia;
Nuty serca: dzika róża, jaśmin gwieździsty i wata cukrowa;
Nuty bazy: pralina, paczula, benzoes i drzewo sandałowe.

Czyli całkiem nieźle. Zwłaszcza te pralinki, mniaaam! :D


Nowy zapach dostępny będzie jako woda toaletowa w pojemności 30 oraz 50ml, 75ml mgiełka do ciała, 150ml dezodorant oraz 250ml żel pod prysznic. Niestety nie wiem dokładnie kiedy, ale pewnie już niedługo ;)

Źródło zdjęć:

12 stycznia 2013

700 obserwatorów :D

Patrzcie, patrzcie patrzcie! Wczoraj miałam dokładnie 700 obserwatorów :D


Teraz jest już nawet 703 ;) Wszystkim wam baaardzo dziękuję. Każdy kolejny obserwator wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Czasem sama się sobie dziwię, że tak zacieszam do ekranu komputera, ale cóż, tak po prostu jest. Lubię wiedzieć, że nie piszę sama do siebie, więc wszelkie komentarze, obserwacje i kliknięcia na facebooku są dla mnie bardzo motywujące, zwłaszcza w momentach typu "neee, nie chce mi się pisać kolejnej notki".

Przez najbliższe dwa-trzy tygodnie, będę tu niestety zaglądać trochę rzadziej (tjaaah... sesja....), chociaż na pewno nie wcale. Ostatnio mało co mnie tak odpręża jak blogowanie, więc między kolejnymi zaliczeniami, z przyjemnością będę sobie nadrabiać blogowe zaległości. 

Ok, idę zakopać się w notatkach, a wam jeszcze raz DZIĘKUJĘ za to, że jesteście. 


Przy okazji, jak ktoś jeszcze nie zgłosił się do mojego zimowego rozdania, to zapraszam ;) KLIKU

11 stycznia 2013

Powrót do przeszłości, czyli stare wersje Herbal Essences powracają

Mam nadzieję, że nie jestem aż taka stara (no bo w sumie nie jestem) i znajdzie się tu trochę osób, które pamiętają stare reklamy Herbal Essences. Taaak, te z paniami przeżywającymi orgazm od samego mycia włosów ;D


Kilka lat temu totalnie zmienili szatę graficzną i Hebalki zaczęły wyglądać tak:


Ale ja wciąż pamiętam "stare" wersje. W końcu to były jedne z moich pierwszych "dorosłych" szamponów ;) Dlatego bardzo, ale to baaardzo ucieszyła mnie wiadomość, że stare opakowania Herbal Essences wracają!

I to nic, że do Polski pewnie nigdy nie dotrą i tak cieszę się, że znów je widzę. Taka jestem sentymentalna ;)


Wielki powrót robią dwie kolekcje:
Różowa - Smooth Collection - z różą, witaminą E i ekstraktem z jojoby.
Żółta - Shine Collection - z ekstraktami z rumianku. aloesu i passiflory.

Oczywiście szampony i odżywki (masek wtedy jeszcze nie robili ;)) powracają w trochę zmienionej wersji. Nie będą na przykład już posiadały w składzie silikonów. Produkty reklamować będzie Nicole Scherzinger, obecna ambasadorka marki.


Kto miał przyjemność używać starej wersji Herbal Essences ręka do góry!

I jeszcze na koniec takie małe odbiegnięcie od głównego tematu. Ktoś się może orientuje, czy kosmetyki Herbal Essences nie znikają z naszego rynku? Od jakiegoś czasu coraz rzadziej je widuję w  sklepach. No i jeszcze ta obecna "wyprzedaż serii" w Superpharmie... Mam złe przeczucia :/


Źródła zdjęć:
http://www.style.com/beauty/beautycounter/
http://www.huffingtonpost.com/2012/12/28/herbal-essences-reintroduce-old-bottles-scents-clairol_n_2375049.html?ncid=edlinkusaolp00000003
http://www.groszki.pl/groszki/51,95942,6965900.html?i=1

9 stycznia 2013

BlanX White Shock, czyli wybielanie zębów uśmiechem

Opowiadałam wam już o mojej walce o piękny uśmiech na przykład TU. Od zdjęcia aparatu minęło już ponad pół roku, a moje zęby grzecznie siedzą prosto, tam gdzie mają ;) Zaczynam więc myśleć o kolejnym etapie walki, czyli o wybielaniu. 

Niestety moje szkliwo jest tak przeraźliwie słabe, że miejscami zęby są aż przezroczyste (tak jak w reklamie którejś pasty :)). Dlatego też wszelkie brutalnie wybielające pasty/paski/żele odpadają. Po takich eksperymentach z moich zębów nic by nie zostało. A wybielanie u dentysty jest taaakie drogie :/ No przynajmniej dla studentki. I tak zaszalałam z zakładaniem aparatu za własne oszczędności ;)


Dlatego zaciekawiła mnie reklama wybielającej nowości BlanX o nazwie White Shock, która działa... gdy się uśmiechamy :D Przy każdym uśmiechu, innowacyjny składnik ActiluX® wchodzi w reakcję ze światłem, naturalnie wybielając i usuwając bakterie, które powodują powstawanie płytki nazębnej i psucie się zębów.


Producent obiecuje, że formuła BlanX White Shock działa natychmiastowo, w widoczny sposób usuwając przebarwienia osadowe z zębów, a także z implantów i wypełnień. Co ważne, zwłaszcza dla mnie, produkty BlanX White Shock nie zawierają nadtlenków ani środków chemicznych, które mogą powodować podrażnienia ze względu na swoje nienaturalne i agresywne działanie. Zamiast tego, zawierają nieorganiczne, biokompatybilne mikrokryształki ActiluX®, które działają naturalnie ze światłem, tak aby nie uszkodzić szkliwa zębów. 

Światło emitowane przez BlanX LED i BlanX LED Bite jest podobno całkowicie nieszkodliwe (aczkolwiek naświetlając się taką lampeczką, miałabym pewnie wizję przemiany w jakiegoś Hulka, czy innego stwora, ale to tylko ja ;)).

Do wyboru mamy trzy produkty: 


Kurację BlanX White Shock Treatment z dołączoną nakładką BlanX Led Bite (49.99 zł)

 

Pastę BlanX White Shock o pojemności 50ml z dołączonym akceleratorem BlanX LED (25.00 zł)

 

I pastę BlanX White Shock o pojemności 75ml (16.99 zł)

Podane przeze mnie ceny pochodzą ze sklepu internetowego BlanX KLIKU, ale mam nadzieję, że w aptekach będą niewiele wyższe. Wtedy skuszę się na cały ten zestaw z nakładką. A jak będzie drożej, to się obrażę i nie kupię :P

Jakiś czas tam stosowałam klasyczną pastę BlanX i ku mojemu zaskoczeniu, dała efekt bielszych zębów. I to na tyle widoczny, że zauważył go nawet mój brat, podczas naszej rozmowy przez Skype'a :D No i miała bardzo fajne, samostojące opakowanie z pompką (lubię opakowania z pompką, nic na to nie poradzę ;)) I o ile moją najulubieńszą pastą na świecie i tak na zawsze pozostanie Elmex, tak muszę przyznać, że BlanXowi również jakoś ufam i wierzę, że mi krzywdy nie zrobi ;)

Źródło zdjęć:
 https://www.facebook.com/pages/BlanX/155099174546946?ref=stream

7 stycznia 2013

Miś powraca!

Dzisiaj pokażę wam coś, co naprawdę mnie ucieszyło. Będę miała moje wymarzone pudełeczko z miesiem! <taniec radości> Ale zacznijmy od początku. Pamiętam, że gdy zaczynałam blogowanie, tu i tam widywałam recenzje masła shea firmy L'Occitane w przeuroczej puszeczce ozdobionej obrazkiem z misiem. Uwielbiam takie słodkie przedmioty, dlatego pragnęłam posiadać misiowe pudełeczko jak mało co... :P Niestety sklepu L'Occitane nigdzie w pobliżu nie było, a misie były limitowane i dość szybko zniknęły. 

Jakiś czas później oczywiście otworzyli L'Occitane w moim mieście, ale o niedźwiadkach mogłam tylko pomarzyć :( Na pocieszenie kupiłam sobie masełko w zwykłej wersji, czyli bez miodu i bez misia. Bardzo, baaardzo je polubiłam. Ale o misiu nie zapomniałam ;)

Dlatego możecie sobie tylko wyobrazić jak bardzo się ucieszyłam, gdy ujrzałam zapowiedź nadchodzących nowości w L'Occitane. Mój miś powraca! :D


Masło shea z miodem – 8 ml
Maleńkie puzderko, które możesz zabrać zawsze i wszędzie. Idealny, by chronić Twoje usta w mroźne dni, teraz z urzekającym aromatem miodu. Cena: 29,90zł.

Oprócz mojego upragnionego masła shea, pojawią się także:

Puszysty krem do ciała z miodem – 125 ml 
Innowacyjny krem pełen jest mikroskopijnych pęcherzyków powietrza, co sprawia, że jego konsystencja przypomina mus lub bitą śmietanę – smakołyki uwielbiane tak przez dzieci, jak i dorosłych. Lekki jak powietrze i urzekająco miękki w dotyku, puszysty krem jest dla skóry niczym najmilsza pieszczota. Cena: 89zł.


Pieniący żel z miodem – 250 ml
Złocisty kolor, gładka konsystencja – L’OCCITANE stworzyło pierwszy na świecie „miód pod prysznic”, który delikatnie oczyszcza skórę i pozostawia na niej smakowity zapach. Cena: 65zł.


Krem do rąk z miodem – 30 ml
Słynny krem do rąk L’OCCITANE z 20% zawartością masła shea wzbogacony delikatnym miodowym zapachem. Cena: 29,90zł.

Mnie to jednak łatwo uszczęśliwić. Wystarczy dać obrazek z misiem i już przeszczęśliwa biegnę do sklepu ;D Jak dziecko... ;)

Źródło zdjęć:
materiały prasowe

6 stycznia 2013

Nowość: Soraya Świat Natury - Regenerujący olejek do twarzy z ekstraktem z nagietka

Niedługo w sklepach pojawi się nowa seria kosmetyków do pielęgnacji twarzy firmy Soraya. Soraya Świat Natury będzie linią opartą na drogocennych olejach i najcenniejszych roślinnych esencjach z różnych stron świata. W składzie kosmetyków z tej serii znajdziemy na przykład: olej arganowy, migdałowy, szafranowy, olej z róży chilijskiej i amarantusa. 


Jeden kosmetyk z tego obrazka szczególnie mnie zaciekawił, a chodzi mi o Regenerujący olejek do twarzy z ekstraktem z nagietka.

Według producenta jest to wyjątkowa mieszanka szlachetnych naturalnych olejów: arganowego, migdałowego, z róży, z amarantusa, wzbogaconych w witaminy E i F oraz olejowy ekstrakt z nagietka. Esencja stworzona została z myślą o kobietach, które pragną pielęgnować swoją cerę w sposób niebanalny. Nasyca skórę cennymi składnikami odżywczymi, regeneruje, wygładza zapewniając kompleksową pielęgnację. Jego formuła dostarcza skórze substancji regenerujących i przeciwstarzeniowych. Naskórek staje się gładki i elastyczny, poprawia się jędrność skóry, a zmarszczki ulegają spłyceniu.


Składniki Aktywne:
  • Słoneczny kwiat - tak Rzymianie nazywali nagietek, którego kwiaty otwierają się o brzasku a zamykają o zmroku. Olejowy ekstrakt z nagietka jest bogaty w kwas linolowy, witaminę E oraz karotenoidy. Ma działanie łagodzące i antyspetyczne, czyni skórę gładką, zmniejsza suchość, dając poczucie komfortu. 
  • Olej arganowy jest bogaty w tokoferole, fitosterole, kwasy omega-3 i omega-6. Chroni skórę przed procesami starzenia się, spowodowanymi wpływem środowiska, wzmacnia naczynka krwionośne. Intensywnie odżywia naskórek, likwidując szorstkość i nadmierną suchość.  
  • Olej z róży chilijskiej bogaty w nienasycone kwasy tłuszczowe, w tym kwas linolowy, niezwykle cenny dla funkcjonowania skóry. Zwiększa nawilżenie skóry, działa regenerująco oraz chroni przed procesami fotostarzenia. 
  • Olej migdałowy jest bogaty w witaminy A i E. Doskonale zmiękcza i regeneruje suchy naskórek, nadaje skórze ładny koloryt, poprawia jej nawilżenie i redukuje zmarszczki. 
  • Olej z amarantusa dzięki dużej zawartości kwasu linolowego w rzadko spotykanej kombinacji z wysoką zawartością skwalenu wzmacnia barierę naskórkową, chroniąc przed przesuszeniem i wpływem środowiska zewnętrznego. Zapewnia skórze miękkość, elastyczność i odpowiednie nawilżenie. 
  • Olejek szafranowy przywraca skórze równowagę wodno-lipidową, regeneruje naskórek wzmacnia jego funkcje ochronne. Sprawia, że skóra jest optymalnie nawilżona, dzięki czemu poprawia się jej jędrność i elastyczność, a zmarszczki ulegają wygładzeniu.

Olejek przeznaczony jest do każdego rodzaju cery. Można go stosować na twarz, szyję i dekolt, jako kurację dla poprawy kondycji skóry, jako codzienną pielęgnację lub do masażu. Jego pojemność to 50ml.




Oleje stały się tak popularne, że aż dziwne, że taki produkt pojawia się dopiero teraz. Przeszukałam kilka drogerii internetowych i tam jego cena to około 16-17zł, więc w normalnych drogeriach będzie pewnie podobna. Zapowiada się ciekawie, o ile nie napakowali w niego żadnych paskudztw typu parafina. Oby, oby... Jeśli skład będzie ładny, pewnie mu się nie oprę i wyląduje w koszyku, bo niestety jestem z byt leniwa, żeby tworzyć własne olejkowe mieszanki.

Źródło zdjęć:

5 stycznia 2013

Metal Flip, czyli duochromki od Miss Sporty

Dzisiaj pokażę wam nową serię lakierów Miss Sporty. Zwać się ona będzie Metal Flip, a znajdziemy w niej piękne duochromowe lakiery. Czyli takie z przenikającymi się kolorkami. Jak żuczek :D


I o ile za lakierami Miss Sporty jakoś nie przepadam, tak na te z pewnością się skuszę. Bo są taaaakieee piękneee.


Kolory będą trzy (bo pierwszy i ostatni na tym zdjęciu to raczej ten sam ;)):
  • Beetle Wings
  • Aurora Borealis
  • Fiery Blaze

Kosztować będą 7,99 zł. W moim Rossmannie jeszcze się nie pojawiły, ale będę polować. Na karnawał jak najbardziej się takie lakiery przydadzą. A w sumie naszych sklepach wciąż jest bardzo mało lakierów z takim efektem, więc plus dla Miss Sporty.



Oprócz lakierów, Miss Sporty szykuje jeszcze dwie inne nowości: 3 metaliczne eyelinery (magnetyczny fiolet, złocisty brąz i diamentowy srebrny) i tusz do rzęs Lash Millionaire. Ale lakiery i tak są najpiękniejsze ;)

Źródła zdjęć:
http://www.girlz.nl/winnen/3815/win-metal-flip-nail-polish
https://www.facebook.com/MissSportyPolska/photos_stream

1 stycznia 2013

Kolekcja lakierów inspirowana serialem Modern Family

Wśród kilku(nastu) seriali, które oglądam, zamiast robić coś pożytecznego, jest też serial Modern Family. Zdobył on wieeele nagród, a ostatnio wyróżniony został... własną kolekcją lakierów do paznokci.


W kolekcji lakierów Modern Family Nicole by OPI znajdziemy 14 kolorów, wszystkie nazwane są oczywiście na cześć bohaterów serialu. Mamy więc:

  • Am I Making Myself Claire? 
  • I Do De-Claire! 
  • She’s Lily Something
  • A Like-Haley Story… 
  • My Jay or the Highway!
  • Stand by Your Manny
  • Alex by the Books
  • Haley Good Lookin’… 
  • Basking in Gloria 
  • Luke of the Draw 
  • A Phil’s Paradise  
  • Candid Cameron 
  • Back in My Gloria Days… 
  • What’s the Mitch-uation?

Kolekcja do kupienia będzie od stycznia, niestety jedynie w USA i Kanadzie. Pojawiły się już nawet pierwsze swatche KLIKU 1, KLIKU 2 i mam już swoich faworytów, ale nie będę się niepotrzebnie nakręcać, bo i tak ich nigdy nie zdobędę. Dobrze, że przynajmniej serial można sobie pooglądać za darmo.


Kto jeszcze nie oglądał, to szczerze polecam. Jest bardzo ciepły, rodzinny, zabawny, ale na szczęście niegłupi. Tak się ładnie składa, że właśnie od jutra TVP2 rozpoczyna jego emisję. Zapraszam więc przed telewizory o 14.10 lub o 19.30 (powtórka ;)). Jeśli gazetka telewizyjna nie kłamie, "Współczesna rodzina" będzie emitowana codziennie, od poniedziałku do piątku. Mam nadzieję, że wersja z lektorem nie zabija całego uroku tego serialu.

Źródła zdjęć:
http://www.thesundaygirl.com/2012/12/modern-family-nail-polish-collectioni.html
http://www.curlsnpearls.com/tag/opi/
http://www.refinery29.com/modern-family-nail-polish