Carmex, och Carmex,. Już kiedyś opowiadałam wzruszającą historię mojej miłości do Carmexa (o TUTAJ) i o historii jego powstania też. Dzisiaj recenzja na poważnie ;)
Wykończyłam właśnie kolejny słoiczek tego cuda, stwierdziłam więc, że to dobry moment na opisanie jego wad i zalet.
Bo oczywiście mimo, że uważam go za mojego osobistego usteczkowego zbawiciela, nie znaczy, że nie ma ona wad. Tak obiektywnie patrząc ma. Przy pierwszym użyciu wiele osób może się zrazić do jego zapachu. Kamfora. Sama kamfora. Strasznie mi się nie podobało to to, ale po kilku użyciach się przyzwyczaiłam i teraz już mi to zupełnie obojętne. Kolejny minusik za uczycie mrowienia. To też może drażnić i to mocno. Ale do tego też się przyzwyczaiłam i zupełnie tego łaskotania już nie czuję. Zobojętniałam? No i aplikacja palcem. To też nie jest za fajne. Ale odkryłam sprytny patent i resztę kosmetyku który zostaje mi na palcu po aplikacji, wcieram w skórki przy paznokciach. Które też zawsze miałam zabójczo przesuszone, a po Carmexie im jakoś tak lepiej ;)
No a teraz zalety. A w sumie jedna, najważniejsza - działa. Przy regularnym używaniu usta są idealnie nawilżone i żaden mróz, wiatr i inne takie im nie straszne. A od zawsze miałam problemu z suchymi skórkami na ustach :( Noszę aparat na ząbkach i czasem mi się robiły ranki na ustach, z Carmexem szybciutko się regenerują i nie ma problemu.
Używam go zawsze na noc (ma honorowe miejsce przy moim łóżku ;)) i czasem przed wyjściem z domu, jak są złe warunki pogodowe. W ciągu dnia używam raczej kolorowych pomadek i błyszczyków, więc one raczej nie mają wpływu na poprawę kondycji moich ust. To musi być jego zasługa :)
Oczywiście nowy Carmex w słoiczku, czeka już grzecznie na otwarcie. Czaję się też na różowy Carmex Moisture Plus, ale chyba poczekam na jakąś większą promocję i dopiero wtedy zakupię ;)
Po moim poście o kosmetykach Carmex (o TYM), polski dystrybutor dał znać, ze stara się żeby były dostępne na naszym rynku, mam więc cichą nadzieję, że Carmexowe kremy i balsamy do ciała, będą mi służyły tak samo dobrze jak ten do ust.
A na koniec przypominam, że lada dzień w sklepach pojawią się dwa nowe smaki Carmexa w tubce, o których pisałam TU ;)
A na koniec przypominam, że lada dzień w sklepach pojawią się dwa nowe smaki Carmexa w tubce, o których pisałam TU ;)
mnie Carmex za bardzo podrażania, ale pewnie spróbuję sobie przy okazji tego Moisture Plus:)
OdpowiedzUsuńbaaardzo lubię Carmexa :) stosuję go zawsze na noc i rano przed nałożeniem pomadki i widzę duże efekty ;)
OdpowiedzUsuńJa mam Carmex w zwykłym sztyfcie i jest świetny :)
OdpowiedzUsuńja też trzymam na nocnej szafce :)
OdpowiedzUsuńRównież uwielbiam wersję w słoiczku i już się nie mogę doczekać nowych smaków- zwłaszcza jaśminowego:D
OdpowiedzUsuńNie rozstaję się z Carmexem. :)
OdpowiedzUsuńteż mam Carmex i bardzo lubię :) zimą spisał się na medal!
OdpowiedzUsuńuwielbiam Carmex :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Carmex, stoi u mnie na równi obok Tisane, czyli dwa najlepsze balsamy do ust ever :) Nie wiem czy moje usta nie przyzwyczaiły się za bardzo do Tisane i czy nie wolą Carmexu... A te nowe smaki koniecznie przetestuję!
OdpowiedzUsuńteż uwielbiam carmex, wiele razy w zimie ratował mi usta :)
OdpowiedzUsuńostatnio odkryłam jednak balsam do ust w słoiczku o zapachu guawy z The Body Shop i muszę powiedzieć, że też genialnie się spisuje i cudnie pachnie. jedyne ale to cena, bo za 15 zł można kupić dwa słoiczki carmexu.
w każdym razie oba godne polecenia :)
Lubię tylko w sztyfcie :)
OdpowiedzUsuńMialam kiedys carmexa w tubce, jego twarda, zbita konsystencja utrudniala uzywanie. A do tego ten okropny zapach :( Jestem bardzo zniechecona do tej firmy...
OdpowiedzUsuńObserwuje Twojego bloga:)
Pozdrawiam serdecznie